ŻONA

Walę tynki

Jak to jest, jedni je uwielbiają i dziś świętują, a inni twierdzą, że to zwykły dzień, tandeta i przyszło z USA? Wobec walentynek nie można przejść obojętnie, bo każdy ma do nich jakieś uczucie. I to dla mnie jest fenomenem Dnia Zakochanych, każdy o nich mówi.

A ja… Pamiętam jak kiedyś jako uczennica wysyłałam kartki i później dochodziły one do moich sympatii szkolną pocztą. Raz nawet w takiej poczcie byłam.

To były czasy. Podpisać się pod kartkę czy nie? Domyśli się, że to ja? Pisać swoim charakterem pisma czy lepiej lewą ręką? I te wierszyki…. Miałam je zapisane w grubym zeszycie. Pięknie zaklęte słowa miłości. Kto pamięta ten wierszyk?

„Na górze róże, na dole fiołki,

a my się kochamy jak dwa aniołki”.

Najpiękniejsze walentynki z czasów szkolnych spędziłam z przyjacielem. Śmialiśmy się, opowiadaliśmy o swoich planach na przyszłość. Nie było róż i serc. To była przyjaźń, bardzo ważna i prawdziwa.

W klasie maturalnej pierwszy raz spędziłam ten dzień, że tak napiszę – właściwie. Była czerwona róża, były pocałunki, były wyznania miłości. Czar prysł chwilę po tym dniu.

Ale już następne lata świętowałam z moim przyszłym mężem. I tak przez kolejne lata, choć on nie uważam walentynek. Na początku owszem były kwiaty, raz nawet dostałam misia z napisem „kocham Cię”, ale zawsze ta jedna czerwona róża była. Jeden, jedyny raz odkąd jesteśmy razem byliśmy osobno 14 lutego podczas mojego wyjazdu na Węgry.

A dziś… Siedzi obok mnie ze swoim laptopem, który mam ochotę wywalić mu przez balkon. Ok, sama uważam, że kochać się należy cały rok. No i święto miłości, jakby nie było według polskiej tradycji jest w 24 czerwca. Ale…. GDZIE MOJA RÓŻA!

komentarzy 25

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.