KOBIETA

rutyna – kurtyna

Samo to słowo wzbudza we mnie wewnętrzny sprzeciw. Wystarczy, że je usłyszę, przeczytam, już w mojej głowie pojawia się czerwony napis „NIE!”

Od zawsze słyszę, że powinno się jeść pięć/sześć posiłków dziennie o tych samych godzinach. Jak ustawić to? Przecież nie da się codziennie o tych samych porach jeść… Tak samo jest ze spaniem, najlepiej o tej samej godzinie chodzić spać, tak samo z budzeniem się…. taaaa. A jak mam imprezę, ciekawą książkę, egzamin, a teraz marudne dziecko?

Ja nawet nie umiem żyć według ustawionej diety od dietetyka. Od rutyny, którą nawet ja nie musiałam ustalić. Pewnie nigdy zdrowo nie schudnę. No chyba, że chcąc walczyć z rutyną w ogóle przestanę jeść – no tak, schudnę, ale właśnie zdrowe to i tak nie będzie.

Ćwiczenia i wyzwania też tak idą… Tylko raz w życiu udało mi się biegać przez pół roku. Byłam z siebie taka dumna i się przeprowadziłam. A w nowym miejscu biegać się nie dało.

I kiepska ze mnie koleżanka czy przyjaciółka. Nie pamiętam o dacie urodzin, o spotkaniach. Często zapominam w ogóle się odezwać. Na szczęście ci prawdziwi przyjaciele potrafią sami się czasem odezwać z pytaniem czy żyję. Z tym prawdziwymi mogę spotkać się po latach, a nadal czuję, że takiej osobie ufam i że jest ważna dla mnie.

To pewnie odpowiedź dlaczego taka kiepska ze mnie blogerka. Nie wspomnę o pisaniu. Częściowo zapisane zeszyty, czy też dziwnie zatytułowane dokumenty na laptopie. Zauważyłam, że wiele blogerów publikuje posty w te same dni i godziny. Ba mają nawet zaplanowane posty na najbliższe tygodnie. Przyznaję to jest przydatne, podczas urlopów czy kłopotów, które sprawiają, że zapomina się o blogowaniu. W tym czasie szanowany bloger nie zawodzi swoich czytelników bo nowe posty się pojawiają, dzięki czemu oni zostają, a nie uciekają. Ja w takich momentach znikam z bloga. Czasem na tydzień, czasem na dwa, a czasem na tyle długo, że zapominam o nim. Potem budzę się w środku nocy z przerażeniem, że znów nawaliłam.

Gdy urodziła się Tosia dużo słuchałam o rutynie, że jest potrzebna dzieciom. I tu się staram. Pamiętam o tym, że rano się je śniadanie, że kąpiel jest wieczorem – choć akurat zabawy w wannie można zafundować podczas nudnego dnia w domu gdy pada. Gdy jest chora, w telefonie i na kartce na lodówce mam zapisane pory przyjmowania leków – no i daję radę. Jeśli idzie o córkę to tak, daję radę 🙂

Co smutne w tym wszystkim? Nadal nie ma miejsca o rutynie dla mnie. Nadal jem śniadania o dziwnych porach i ciężko je śniadaniami nazwać. Swoich leków (gdy są jakieś potrzebne) nie biorę regularnie, pewnie dlatego zwykle przeziębienie u mnie trwa dwa razy dłużej niż u innych.

I ja naprawdę sama nie wiem jak z sobą walczyć.

komentarzy 11

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.