KOBIETA

kobieta kobiecie potrafi zgotować piekło

Pobyt w szpitalu po porodzie jaki byśmy chcieli by był? Ja będąc w ciąży miałam nadzieję, że to będzie piękny czas. Pierwsze chwile moje z maluszkiem i położne, pielęgniarki, które mi choć trochę pomogą nauczyć się tej nowej sytuacji. Tak też wiele szpitali z oddziałami położniczymi się reklamuje, że mają nowocześnie przystosowane sale, ze specjalnymi lampami by dziecko nie marzło w czasie badań czy pierwszych kąpieli, że są doradcy laktacyjni….. Tyle, że czasem to wszystko nie wygląda tak pięknie, czasem taki pobyt w szpitalu staje się koszmarem.

O samym porodzie nie jestem jeszcze w stanie pisać. Pomimo, że minęły już trzy lata, pomimo, że wiem niektórzy mieli o wiele gorszy – ale dla mnie mój jest koszmarnym wspomnieniem.

Po porodzie razem z Tosią trafiłam na salę na oddziale patologi ciąży. Córka była zdrowa, ale niestety na oddziale poporodowym nie było już miejsc. Przez pierwsze dwie doby leżałam z inną mamą, która również urodziła zdrową córeczkę. Na naszej sali nie było udogodnień dla noworodków – dzieci musiałyśmy przewozić do pokoju dla pielęgniarek gdzie były myte, nie w reklamowanych na stronie szpitala wanienkach, a pod kranem. Przyznam, że jak to zobaczyłam chciałam krzyczeć i płakać, choć to przecież w wielu szpitalach jest normą.

Pielęgniarki, które obchodziły z uśmiechem sale z noworodkami zapominały o nas. A przyznam, że mi były potrzebne takie wizyty. Również doradca laktacyjny do nas nie dotarł. Za to później od lekarza usłyszałam, że źle i za mało karmię.

Pomimo, że przed porodem nie zdecydowałam się na karmienie piersią – chciałam zdecydować w szpitalu, spróbować i wtedy podjąć decyzję, to nie dano mi wyboru. Po paru dniach dotarło do mnie, że zostałam tak na prawdę zmuszona do tego psychicznie. Tak, wiem jak wielką zaletą jest karmienie piersią i nie żałuję, że tak karmiłam, no ale dlaczego nie pozwolono mi samej tej decyzji podjąć?!

Ostatnią noc byłam sama na sali. Najgorsza noc, bo kazano mi budzić dziecko co dwie godziny i dokarmiać. Córka się budzić nie chciała. Pielęgniarka miała do mnie co te dwie godziny przychodzić – była raz.

Jednak najgorszy okazał się ostatni dzień, dzień wypisu. Duży szpital, polecany, zachwalany w województwie…. a na wypis czekałam od wczesnego ranka do godziny 19. Rano się przebrałam, zadzwoniłam po Grześka i razem do tej 19 czekaliśmy.

I tego ostatniego dnia na moją salę przywieziono kobietę, która urodziła przed terminem. Jej dziecko piętro wyżej walczyło w inkubatorze o życie. A ja na drugim łóżku ubrana do wyjścia, ze zdrowym dzieckiem na ręku, z mężem u boku, który przywiózł kwiaty… Czułam się okropnie. Nie wiedziałam jak ją pocieszyć, jak jej nie dodawać zmartwień.

Parę godzin to trwało…

Gdyby ktoś pomyślał… dał mi wcześniej wypis… tą kobietę skierował do innego pokoju… w tedy ona i ja nie przeżyłybyśmy tych okropnych i pełnych bólu godzin.

Jadąc do domu nie byłam szczęśliwą mamą, która zabiera swoje dziecko pierwszy raz do jego domu. Skoro mi to wspomnienie tak mocno zostało w pamięci, to jak bardzo cierpiała ona? Nie wiem i bardzo nie chcę czegoś takiego przeżyć.

I smutne jest to, że to kobiety są położnymi, pielęgniarkami na oddziałach okołoporodowych. Dlaczego tak mało w nich empatii?

1 czerwca 2016 roku weszły w życie standardy postępowania medycznego przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych w dziedzinie położnictwa i ginekologii z zakresu okołoporodowej opieki położniczo-ginekologicznej, sprawowanej nad kobietą w ciąży, porodu, połogu, w przypadkach występowania określonych powikłań oraz opieki nad kobietą w sytuacji niepowodzeń położniczych. Od teraz moja historia nie powinna się już powtórzyć. Kobiety ze zdrowym dziećmi nie powinny leżeć w sali z kobietami, które straciły dzieci lub ich dzieci walczą o życie.

Ja się pytam dlaczego tak późno? I dlaczego to musiało zostać standardem, a nie sprawą oczywistą?!

 

komentarzy 26

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.