MOJE DZIECKO NIE MÓWI

„kiedyś się rozgada…”

Jestem mamą po raz pierwszy. Mam jedno dziecko. Dla mnie każdy dzień, umiejętność, spojrzenie… mojego dziecka to coś nowego. Skąd więc mam wiedzieć, że rozwija się prawidłowo?

Obawy, że coś jest nie tak mam już od paru miesięcy. Tosia nie mówi. Zauważyłam, że nie słucha lub też nie rozumie co do niej mówię. Robi się wtedy płaczliwa albo nadaktywna.

Oczywiście spoglądam na inne dzieci w jej wieku i porównuję. Jednak gdy podzielę się z kimś moim porównywaniem to usłyszę: „każde dziecko rozwija się inaczej”.

Ze żłobka również nie usłyszałam niczego złego. Podobno dobre miejsce, polecane przez znajomych, prywatne. Od dwóch miesięcy wiem, że mój żłobek wcale taki dobry nie był. Nigdy więcej prywatnych żłobków. I jestem za umieszczeniem kamer w takich miejscach.

Postanowiłam zawierzyć lekarzom – wszak oni powinni wiedzieć najlepiej. Od nich z reguły słyszałam, że jestem przwrażliwiona, że przesadzam. Tak całą zeszłą zimę przesadzałam, że moje dziecko wylądowało na silnych lekach bo miało bronhit, który zdiagnozował dopiero lekarz w Niemczech.

Na koniec zapytałam się na grupie FB. Tak, wiem… Grupy nie są od leczenia, a lekarze itd. Co ciekawe, ale właśnie na grupie otrzymałam pomoc. Jedna mama odesłała mnie do znanego jej logopedy, no i się zaczęło.

Logopeda podczas pierwszej wizyty – co ciekawe wizyty są przez skypa, stwierdziła, że Tośka ma prawdopodobnie niedosłuch i przerośnięte migdały. Głoskę polecam z całego serca każdemu – http://blog.centrumgloska.pl.

Przy wizycie u laryngologa nr 1 usłyszałam, że owszem migdały są przerośniete, ale uszy w porządku i przyczyny tego, że dziecko nie mówi mam szukać gdzie indziej. Laryngolog nr 2 potwierdził, że migdały sa przerośnięte, dał nawet zaświadczenie o tym i kazał zrobić badanie słuchu w poleconym przez siebie miejscu. By zrobić badanie słuchu na NFZ należy mieć skierowanie. Oczywiście zdobyć je nie jest łatwo. Na szczęście kartka od laryngologa numer 2 pomogła i dostałam.

Po odczekaniu miesiąca do wizyty, poszłam na badanie słuchu i do laryngologa nr 3. Na początek laryngolog nr 3 zajrzał do gardła, nosa i uszu. Co moją wtedy 2,5 latkę zdenerwowało i zaczęła płakać. I taką płaczącą odesłał na audiologiczne badanie słuchu. Tosia zdenerwowana nie chciała już współpracować. Badanie przeprowadzono, ale laryngolog nr 3, jak zobaczył wynik to stwierdził, że jest on nieadekwatny do stanu zdrowia. Dokładnie usłyszałam, że to moja wina, że wynik wyszedł zły ponieważ przyprowdziłam chore i zasmarkane dziecko. Byłam pewna, że jest zdrowa i nie ma kataru, co następnego dnia znajomy lekarz potwierdził.

Samych wyników z badanie słuchu nikt mi nie pokazał, ani nie wytłumaczył dlaczego jest złe i co takiego na nich wyszło. Laryngolog nr 3 odesłał nas na badanie ABR. Badanie podczas, którego dziecko ma być bez ruchu około 40 minut, a najlepiej jak śpi. W rejestracji powiedziano nam, że najbliższy termin będzie na marzec 2016 – a był początek grudnia 2015, ale nie mają jeszcze dokładnych terminów od lekarzy więc nas nie zapiszą. Zapytałam czy można prywatnie – nie. Los się na chwilę uśmiechnął, bo nadeszła pani która wykreśliła jednego z pacjentów, ponieważ podczas badania nie można być przeziębionym, a tu taka osoba właśnie była. Szczęście duże, badanie już następnego dnia o 8.30. Pobudka o 2 w nocy, zabawy, śpiewanie, wszystko by tylko Tosia na tą 8.30 była zmęczona. Oczywiście, że się nie udało. Jak tylko zobaczyła aparaturę to była wstanie zrobić wszystko byle uciec jak najdalej, a nie zasnąć. Czy muszę opisywać mój stres i ojca dziecka?

Pani dała nam nowy termin, cud nie odległy bo na początek stycznia. Ale moja wiara w to, że się uda – żadna.

Ja nawet nie pamiętam jak to się stało, że zaraz po świętach znalazłam się w okolicy kliniki, którą poleciły mi ze dwie osoby. Pamiętam jak stałam przed budynkiem i się zastanawiałam czy wejść, czy dać sobie spokój. No, ale weszłam. Pytam o badanie audio, pani odpowiada, że można zrobić następnego dnia. Pytam o możliwość zrobienia badania ABR, oczywiście jest możliwość, nawet w nocy. Patrzę na panią ciągle niedowierzając i pytam dalej: ile mam wtedy czasu by dziecko zasnęło, no i słyszę, że czekają dopóki nie zaśnie. Wyszłam stamtąd nie wierząc do końca w to co ułyszałam. Prywatne – rozumiem, że jak się zapłaci to się ma, ale tak szybko i z takim podejściem?

Poszłam na badanie audio, choć nie wierzyłam, że się uda, że Tosia nie będzie płakać. Cud. Wszędzie dużo zabawek, pani bardzo miła i ze wspaniałym podejściem do dzieci. Nikt nie zagląda jej do nosa czy gardła, nie ma białych fartuchów. Udało się przeprowadzić badanie. Wyniki złe. Pytam co dalej. Zapisać się do laryngologa.

Jesteśmy w tej chwili po wizycie u laryngologa nr 4, lekarz z tej samej kliniki gdzie odbyło się badanie. Podczas wizyty dodatkowo sprawdzono kamerą uszy, nos i gardło. W skrócie i co by nie pisać terminologią lekarską – woda w uszach, zapchany nos i błona w nim opuchnięta, przerośnięte migdały. Na skutek tego moje dziecko mnie nie słyszało poprawnie. Jak powiedziała siostra mojej przyjaciółki, kiedy przekazano jej diagnozę, to tak jakby włożyć głowę pod wodę i słuchać co ktoś do ciebie mówi.

Mamy leki i czekamy czy będą działać. „Dzień wagarowicza” będzie ważnym dniem bo wtedy mamy kontrolne badanie słuchu i wizytę u laryngologa nr 4. Jak leki nie podziałają to będą próbować inaczej. W ostateczności to dreny do uszu i usunięcie bądź podcięcie migdałów.

Po tygodniu stosowania leków usłyszałam, że moje dziecko „siamo” będzie się rozbierać. Bardzo się z tego cieszę!

komentarzy 14

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.